Przed wielu laty francuscy badacze wykonali dość okrutny eksperyment, w który włożyli żabę do wrzącej wody. Naturalnym odruchem było, że żaba natychmiast wyskoczyła z wrzątku, ratując swoje życie. Do innego naczynia z zimną woda badacze włożyli żabę i stopniowo zwiększali temperaturę cieczy. Żaba stopniowo przyzwyczajała się do temperatury i nie miała potrzeby uciekać. W pewnym momencie woda zaczęła wrzeć, niestety żaba była już tak osłabiona, że nie była w stanie samodzielnie się wydostać. Można powiedzieć, że stopniowe podkręcanie temperatury ją zmyliło, straciła czujność i utraciła naturalne mechanizmy ratowania życia, a kiedy się zorientowała, że jest źle to nie miała już siły, żeby się wydostać.
Podobnie sytuacja może mieć nawiązanie do przemocy w związkach:
Na początku jest cudownie, on jest wspaniały, uczynny i taki szarmancki. Cudowne chwile razem, prezenty, zakochanie...To jest to! Szczęście, które nas spotkało jest wyjątkowe, to jest miłość z pewnością!!! Potem nastaje codzienność, obowiązki, monotonia, trudności...
Najpierw być może godzę się na obraźliwe słowa pod swoim adresem, tłumacząc sobie, że przecież każdy w związku się kłóci. Potem dochodzi do poniżania i umniejszania wartości, ale przecież to tylko żarty ze strony partnera, zresztą partner przeprasza, potrafi pokazać jak bardzo mu zależy. Przyniesie kwiaty i zaprosi na kolecje. Mówię sobie wtedy, że naprawde wszystko jest dobrze, zależy mu na mnie a gorsze dni zdarzają się w każdym związku. Niestety krytykowanie rośnie na sile, poniżanie jest częścią komunikacji, obrażanie powszednieje. Przyzwyczajam się że poprostu tak jest, zresztą są też lepsze chwile...ale jakoś jest ich coraz mniej. Nieważne, przecież każdy się czasem kłóci. No cóż nie jest tak żle tłumaczę sobie, przeciez dba o mnie i rodzinę, stara się. Zaczynam wierzyć w słowa, którymi karmi mnie partner. No chyba tak jest...jestem przecież leniwa, brzydka i nie umiem gotować. W sumie nie jest źle, bo rzeczywiście nie radze sobie z tak wieloma rzeczami. Zastanawiam się wogóle co bym bez niego zrobiła. Dobrze że mam go, sama bym sobie nie poradziła...
Nie zrobiłam obiadu znowu na czas, nie przypilnowałam dzieci i znowu mu przeszkadzają w odpoczynku, a jest przecież taki zmęczony. Za mało się staram, coś jest ze mna nie tak...mówię sama do siebie. On staje się jeszcze bardziej agresywny, oprócz obrażania i poniżania zaczyna kontrolować, wmawiać kłamstwa i zdrady. Zaczynam myśleć, że może faktycznie za długo byłam poza domem, pogaduchy z przyjaciółką trwały za długo, a przeciez jest tyle obowiązków. On miał prawo tak pomyśleć.Przynajmniej jest o mnie zazdrosny. Cieszę się, że mu na mnie ciągle zależy. Poczucie winy i poczucie, że jest ze mną coś nie tak narasta...do tego ciągły brak sił. Brakuje energi coraz częściej, na codzienność i na to żeby się jakoś bronić. Zresztą to nie ma sensu, bo każda kłótnia kończy sie tak samo. On ma rację. Zresztą jak nie ma to i tak bez znaczenia bo brakuje sił by wyrazić swoje zdanie. Szara codzienność, myślimy... No cóż po tylu latach małżeństwa to przecież normalne.
Przychodzi dzień że on naprawdę się wścieka. Koszula nie wyprasowana, zapomniałam....
Jest zły, zaczyna krzyczeć i szarpać. Dzieci płaczą, boją się. Ale ja nie czuje już nic, nie ma strachu, a nawet jeśli był przez chwile to wyparował, już mi wszytsko jedno. Krzyczy, szarpie, bije mnie. Niech skończy to moje cierpienie, mam dość. Nie mam siły żyć, bronić się czy uciekać. Naszczęście lub na nieszczęście są dzieci. Słyszę ich płacz. To mnie budzi, chce je obronić, utulić... Niestety on uderza mnie z całych sił w głowę. Teraz już znikam, nie ma nic wokół. W oddali słyszę płacz dzieci, ale już nie mogę nic zrobić.
Co zrobić, aby nie dać się „ugotować”?
Pamiętaj, że czasem warto powiedzieć „dość!”. Pomaga Ci to zagwarantować satysfakcję ze swojego życia i skupić się na sobie samym. Postaraj się zrobić to w odpowiednim momencie, zanim zatracisz samą/ samego siebie. Nie warto przez całe życie oglądać się na innych, czasem należy wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy czujesz że coś jest nie tak, że czujesz się źle w relacji, to tak jest !!! Uwierz samej sobie. Twoja pstychika i twoje ciało wysyła Ci różne sygnały, słuchaj ich i reaguj od razu. Może wystarczy szczera rozmowa z partnerem i opowiedzenie o swoich emocjach, złym samopoczuciu które jest wywołane jego zachowaniem. Może warto o swoich odczuciach porozmawiać z przyjaciółką , czasem osoby z zewnątrz widzą wiecej. One widzą że "woda już wrze", a my będąc w środku możemy to przeoczyć. Jeśli czujesz, że nie masz już siły, a twoje próby poprawy sytuacji nie przynoszą rezulatów to nie wahaj się, prosić o pomoc specjalisty psychologa lub psychoterapeutę. Praca ze swoimi emocjami umożliwi Ci nabranie niezbędnej siły oraz racjonalne oszacowanie sytuacji. Gdy zaopiekujesz sie choć trochę sobą będziesz mieć energię by podjąć właściwe decyzje, "wyskoczyć z wrzątku" lub ratować bliskich którzy razem z Tobą dryfują w tej cieczy. Pamiętaj, że zawsze jest jakies rozwiązanie, nawet wtedy gdy go nie widzimy. Nie możemy widzieć wszystkiego, bo nasz horyzont się zmienia w zalezności od tego gdzie jesteśmy.